Daniel piłeś ? Lepiej się przyznaj bo wiem że tak :p
Ja pamiętam jak byłem młodszy i najechałem kołem motorynki na mały kamień, myślałem że krew z głowy to mi już nie przestanie lecieć.
I moim zdaniem jest lepiej hamować do końca, albo aż moto sam się położy np na ślizgim. Jakby nie patrzeć to guma ma lepszą przyczepność do asfaltu niż stal i plastik ( no i trochę twojego ciała).
Mnie nic się nie stało. Delikatne podbicie koła i tyle.
Zajączek był młodziutki. Chciał przebiec przez drogę. Przede mną jechała puszka. Puszkę zauważył i "odszedł na drugi krąg" i wbiegł na ulicę. Mnie nie zauważył.
Sam byłem przekonany, że warto hamować do końca, ale w sytuacji krytycznej wyszedł deficyt umiejętności - nieopanowanie hebli, ślizg... pokrywy do wymiany :f Warto mieć dobre spodnie.
koomahnah pisze:Sam byłem przekonany, że warto hamować do końca, ale w sytuacji krytycznej wyszedł deficyt umiejętności - nieopanowanie hebli, ślizg... pokrywy do wymiany :f Warto mieć dobre spodnie.
A mi sie od czasu stworzenia zdarzylo juz pare takich sytuacji, moze nie krytycznych, ale "gorszych". Do tej pory oprocz nieszczesnego ronda uchowalem sie bez slizgu. I teraz tez przekonany jestem ze lepiej hamowac do konca. Gdyby nie umiejetnosci ktore przez ten czas nabylem to skonczylo by sie pewnie gorzej dla mnie i dla motocykla.. Warto sobie czasem wyobrazic taki scenariusz co by bylo gdyby nam cos nagle wyskoczylo, albo zahamowalo i uzymyslowic sobie wlasciwa rekacje czyli delikatne ale stanowcze operowanie gazem. W moim przypadku to dziala i pozwala zachowac zimna krew, a to w takiej chwili jest najwazniejsze, bo w przeciwnym razie, jak u Ciebie- panika, hebel i bęc. Poza tym, mimo wszystko wololalbym hamowac do konca i przywalic, niz znalezc sie pod kolami, bo o ile nie jest to tir to przelecimy nad nim.