Dzisiaj wracając z pracy dojeżdzałem do nowego, dużego ronda (ul. Śląska), upewniłem się, że lewa wolna, z prawej samochód jeszcze kilka ładnych metrów od ronda, więc przejeżdzam na wprost. W momencie kiedy dojechałem do pierwszego zjazdu wyskoczyła blondynka

w czarnej BMW
Chwile wcześniej zdążyłem się zorientować, że z kobitką może być problem, więc lekko dohamowałem ale cała historia zaczyna się właśnie w tym miejscu. Dziewczyna po wjechaniu na rondo, doznała przypadkowego ,jak sadze,przebłysku inteligencji i postanowiła obrócić głowę w moją stronę, dostrzegła mnie i zatrzymała się na środku ronda blokując cały przejazd...
Byłem już na tyle blisko, że nie zdążyłbym wyhamować, więc wjechałem na skrawek kostki jaki pozostawiła ale cały czas hamując. Przednie koło straciło przyczepność i już myślałem, że zaliczam pierwszą w życiu glebę, kiedy niespodziewanie uratował mnie krawężnik od którego odepchnąłem się butem i moto złapało pion na nowo.
W życiu nie byłem tak zestresowany, a kobitka stała na tym rondzie przerażona jeszcze jakieś 10 sekund. Oczywiście zbiegli się świadkowie, którzy zaczęli na nią najeżdżać,ale co mi po tym, ważne że moto całe a i ja się uchowałem, chociaż kostka boli
