Pierwszy raz...
: 23 kwie 2012, 09:42
Pierwszy raz zdarzyła mi się taka to historia:
Około 21 wracam sobie spokojnie z basenu szeroką trzypasmową ulicą (al. Włókniarzy). To była środa, późna godzina więc ruch wcale nie duży. Przy dużym skrzyżowaniu trochę się zagęściło i musiałem przecisnąć się na pole position przed tira, mijając go po prawej a parę innych aut po lewej. Wystartowałem żwawo aby nie robić lipy i tak dojechałem do kolejnych światem. Obok mnie stanęła czarna sportowa Toyota (nie wiem czy celica czy supra czy co to tam było). Grzecznie czekam na zmianę świateł gdy nagle, ku mojej radości, moich uszu dobiegł dźwięk przygazowania koleżki w Toyocie. Odpowiedziałem delikatnym szarpnięciem manetki a na moich ustach zagościł szelmowski uśmieszek. Pomyślałem "z czym do ludzi, chłopcze z motorem chcesz się ścigać? dobrze niech tak będzie!". Stało się zapaliło się żółte, a później niechybnie zielone. Manetka odkręcona do oporu, jedynka, dwójka, trójka, czwórka - każdy bieg przełączany niemal przy czerwonym polu obrotomierza! Moje oczy wędrowały tylko na obrotomierz, drogę i lusterko! Prędkościomierz po paru sekundach wskazywał 60 mph przede mną pojawiła się na środkowym pasie puszka, w lusterku wciąż widzę siedzącą mi na kuprze Toyotę. Zmiana pasa na lewy i dalej nie odpuszczam manetki, gdy nagle prawem pasem jak na fast&furious Toyota wyprzedza jakby bez wysiłku mnie, puszkę i wszystko inne co było na drodze! Na kolejnym czerwonym spotkaliśmy się, wyciągnąłem kciuka w geście "ok", gościu - taki z sympatyczną mordką w okularach korekcyjnych z delikatnym zarostem (żaden tam prosty dresiarz czy innym cymbał) - uśmiechając się potwierdził, że to był dobry wyścig. Wygrał, skubaniec wygrał! Co prawda do tych około 100km/h ciągle miałem go w lusterku, ale finalnie to on pierwszy był na kolejnych światłach!
Mało który samochód daje radę motorom, a tej Toyocie ta sztuka się udała.Gratuluję jej bez cienia złośliwości.
To był mój pierwszy raz kiedy to samochód okazał się być szybszy ode mnie na światłach!
Około 21 wracam sobie spokojnie z basenu szeroką trzypasmową ulicą (al. Włókniarzy). To była środa, późna godzina więc ruch wcale nie duży. Przy dużym skrzyżowaniu trochę się zagęściło i musiałem przecisnąć się na pole position przed tira, mijając go po prawej a parę innych aut po lewej. Wystartowałem żwawo aby nie robić lipy i tak dojechałem do kolejnych światem. Obok mnie stanęła czarna sportowa Toyota (nie wiem czy celica czy supra czy co to tam było). Grzecznie czekam na zmianę świateł gdy nagle, ku mojej radości, moich uszu dobiegł dźwięk przygazowania koleżki w Toyocie. Odpowiedziałem delikatnym szarpnięciem manetki a na moich ustach zagościł szelmowski uśmieszek. Pomyślałem "z czym do ludzi, chłopcze z motorem chcesz się ścigać? dobrze niech tak będzie!". Stało się zapaliło się żółte, a później niechybnie zielone. Manetka odkręcona do oporu, jedynka, dwójka, trójka, czwórka - każdy bieg przełączany niemal przy czerwonym polu obrotomierza! Moje oczy wędrowały tylko na obrotomierz, drogę i lusterko! Prędkościomierz po paru sekundach wskazywał 60 mph przede mną pojawiła się na środkowym pasie puszka, w lusterku wciąż widzę siedzącą mi na kuprze Toyotę. Zmiana pasa na lewy i dalej nie odpuszczam manetki, gdy nagle prawem pasem jak na fast&furious Toyota wyprzedza jakby bez wysiłku mnie, puszkę i wszystko inne co było na drodze! Na kolejnym czerwonym spotkaliśmy się, wyciągnąłem kciuka w geście "ok", gościu - taki z sympatyczną mordką w okularach korekcyjnych z delikatnym zarostem (żaden tam prosty dresiarz czy innym cymbał) - uśmiechając się potwierdził, że to był dobry wyścig. Wygrał, skubaniec wygrał! Co prawda do tych około 100km/h ciągle miałem go w lusterku, ale finalnie to on pierwszy był na kolejnych światłach!
Mało który samochód daje radę motorom, a tej Toyocie ta sztuka się udała.Gratuluję jej bez cienia złośliwości.
To był mój pierwszy raz kiedy to samochód okazał się być szybszy ode mnie na światłach!