Strona 1 z 1

Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 06 lip 2014, 20:39
autor: Lish
Hej ziomeczki!
Jedziemy psem w Bieszczady. Wyruszamy we wtorek 8 lipca w godzinach porannych z Lublina. Po drodze Rzeszów, galeria Zdzisława Beksińskiego w Sanoku i chyba najpierw Ustrzyki Górne i tamta strona. Potem trochę dużą pętlą, trochę małą, pokąpać się w jeziorze solińskim, Skoczyć na koniec Polski (granica Polski, Ukrainy i Słowacji), po drodze wszelkie atrakcje - cerkwie, punkty widokowe, spacery po szlakach. Potem na chwile Słowacja, napić się piwa i wracać drugą stroną. Planujemy przeznaczyć na to trzy dni.

Początkowo myśleliśmy o wynajmowaniu kwater, ale w związku z kryzysem finansowym chyba będzie namiot i codziennie nocleg w innym miejscu. W czwartek powrót do Lublina.

Jakby ktoś był chętny poturlać się z nami to odzywać się tu.

P.S. Jak macie jakieś fajne miejsca do zobaczenia to też piszcie (miejsca typu krupówki mnie nie interesują ;))

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 06 lip 2014, 22:44
autor: jotto
Polecam krupówki - świetne miejsce! :D

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 07 lip 2014, 09:58
autor: Kamyk
Nice wyprawa :)

Jak chcesz wiechac psem na laczenie granic? Da sie wogole? ;)

Kamyk

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 08 lip 2014, 00:18
autor: Lish
musi się dać ;) przecież to enduro jest

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 08 lip 2014, 10:06
autor: Kamyk
No racja. Zrob bobbera z niego na kostkach to dasz rade ;) Powodzenia. Jak wiedziesz zrob koniecznie fotke!

Pozdrawiam,
Kamyk

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 08 lip 2014, 18:42
autor: jotto
Do Arłamowa zajedź. Wałęsa tam siedzi.

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 14 lip 2014, 12:56
autor: Lish
No i wróciliśmy cali i zdrowi, poniżej szybka relacja.

Dzień pierwszy (wtorek)
Wyruszyliśmy z Lublina o 7, bo po "serwisie" z poprzedniego dnia naruszył się przewód paliwowy od baku i rano zastaliśmy 20 litrów wahy w postaci kałuży. Kabaret, pchanie na CPN i inne atrakcje. Jak już się udało wyjechać to pszczoła wpadła mi pod kurtkę i ujebała mnie w prawe przedramię :P To tak, żeby nudno się nie jechało. Za Janowem Lubelskim odbiliśmy na Kolbuszową i tam do skansenu (fajny). Dalej już na Rzeszów. Tam fajna starówka, ale ruch na ulicach masakryczny. Zwiedzanie podziemi pod rynkiem, zdjęcie z Nalepą, lody i dalej do Sanoka. Tam spotkanie z ziomkami, kawa i wspólna przejażdżka do Leska i dalej do bukowca na nocleg. Nocleg na polu namiotowym - 15zł/os., namiot z widokiem na szumiący potoczek.

Dzień drugi (środa)
Rano pakowanie majdanu i jazda na Solinę i Polańczyk, tak w ramach formalności i dlatego, że Goha nie widziała. Tam masa ludzi, tandeta i niedobre sery. Dalej stara zapora w Myczkowcach i na Ustrzyki Dolne - jazda w deszczu i czekanie na przystanku. Dalej Rabe, tam w okolicy historyczny szlak architektury drewnianej - czyli cerkwie przerobione na kościoły, w sumie chyba 8 sztuk. Dalej odbijamy na Czarne do muzeum historii Bieszczadów. Tam koleś przez 20 lat zebrał masę starych narzędzi kowalskich, stolarskich i przedmiotów codziennego użytku, pamiątek (ciekawe). Dalej śmigamy wielką pętlą do Ustrzyk Górnych, gdzie robimy postój pod wiatą i czekamy, aż przestanie padać. Wcześniej kilkadziesiąt km w deszczu. W Ustrzykach Górnych kupujemy pyszne sery owcze w bacówce (prawdziwe! bez porównania lepsze niż te z turystycznych miejscowości). Następnie jedziemy do Wetliny i tam szukamy noclegu. Wybraliśmy schronisko PTTK, fajne warunki, pole namiotowe znów nad potokiem ;) Rozbijamy obozowisko, w między czasie przeczekując deszcz pod parasolem z piwem. Szybkie zakupy, pierogi bieszczadzkie w knajpie (pyszne) i do baru - "Baza ludzi z mgły" - klimatyczne miejsce, szybko się tam odnaleźliśmy i zapoznaliśmy z bywalcami. Wieczór i noc deszczowa.

Dzień trzeci (czwartek)
Postanowiliśmy zostać w Wetlinie kolejną noc, bo to dobra baza wypadowa. Więc rano o 11 (jak już się wyspaliśmy po bazie :lol: ), piękna pogoda, postanowiliśmy wejść na Smerek (1222m). Życie nas szybko zweryfikowało i wyszliśmy tylko na taras widokowy i zawróciliśmy (ah ten kac). Odpoczywamy i wyruszamy na Cisną. Tam miasteczko turystyczne, nic ciekawego oprócz tego, że ma bankomat i jest fajna knajpa - "Siekierezada". Motocyklowy klimat, stare motocykle do oglądania itd. Dalej jedziemy na Radoszyce i tam na Słowację. W sumie tak symbolicznie, dojechaliśmy do Medzilaborców (tam mnóstwo cyganów) i dalej na przełęcz bieszczadzką. Na mapie była droga, w rzeczywistości ciężko to drogą nazwać. Najpierw szlakówka, potem małe kamienie, aż do miejsca gdzie miałem już pełne pory. Droga zamieniła się w rumowisko kamieni wielkości głowy. Zawrócić nie bardzo jest jak bo pod stromą górę, więc zamknąć oczy i do przodu :lol: . Po kilkudziesięciu metrach z powrotem małe kamienie i tak przez 6-7 km. Oczywiście cywilizacji brak, najbliższy dom (opuszczony) jakieś 10km dalej. Szczęśliwie udało się przejechać (przecież mam enduro) więc kierujemy się na Komańczę i dalej do bazy wypadowej w Wetlinie.

Dzień czwarty (piątek)
Pakujemy galamuny i lota na Sanok. Po drodze "muzeum przyrodniczo-łowieckie Knieja" - najbardziej mi się podobały lisie kity, jakie to przy armaturach wożo. W Sanoku wyczekiwane przeze mnie muzeum historyczne i Galeria Zdzisława Beksińskiego. Coś niesamowitego zobaczyć jego pracę na żywo. Sporo obrazów na pilśni, rysunki z lat młodzieńczych i fotografie. I pracownia Warszawska - przeniesiona z mieszkania w stolicy. Cała ekspozycja robi wrażenie. W muzeum jeszcze jakieś inne wystawy - ikon i jakaś sztuka przez wielkie G. Wyjeżdżając z Sanoka deszcz zmoczył nas kompletnie. Mieliśmy jeszcze jechać do Łańcuta do muzeum parowozów i do Leżajska zobaczyć te słynne organy. Ale nie było już chęci. Więc ciśniemy na Rzeszów i dalej na Sandomierz. Oczywiście już nic nie zwiedzamy bo się nie chce. Tylko przerwa na ciepłą herbatę i tankowanie. Przemoczone rękawice puściły fioletową farbę więc w tej knajpie z herbatą wyglądałem jak trup :D. Z Sandomierza to już na Ożarów i 30km w mocnym deszczu do Lipska. Tam dwa dni przerwy na suszenie łachów (dziadkowa dmuchawa pod siłę) i w niedzielę do Lublina.

W sumie nawinięte ponad 1000km, bezcenne widoki i wspomnienia. Prędkość przelotowa na trasie 110-130 km/h, w górach oczywiście dużo mniej. Ogólnie to była wielka improwizacja więc też specjalnie nam się nigdzie nie spieszyło. Spalone 50 litrów paliwa, co daje średnie spalanie poniżej 5l. Jak liczyłem na trasie to nawet do 4,6 zeszliśmy, ale na pętlach pewnie koło 6l. Cała wyprawa kosztowała nas około 800zł. Niewiele jak na to co widzieliśmy. W Bieszczady z pewnością jeszcze pojadę. Ale następna wyprawa od razu do Wetliny i łażenie po górach. Ewentualnie wieczorem dla relaksu serpentyny :P

Później dorzucę zdjęcia.

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 14 lip 2014, 15:48
autor: Kosciej103
Jak będziesz do rzucał foty, to przenieś temat do relacji :). Fajne takie wyprawy.

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 14 lip 2014, 17:13
autor: Kamyk
Super! Idealnie sie czyta takie podsumowanie. Podoba mi sie.

Bylem w Wetlinie na polu PTTK i oczywiscie w Bazie ludzi z mgly. Smerek - tez wlazlem, ale lipa jak dla mnie bo nic z niego nie bylo widac ;) ale zejscie symaptyczne. Na pewno tam wroce!

Kamyk

Re: Lublin - Bieszczady 8-10 lipiec 2014

: 15 lip 2014, 00:03
autor: Lish
Kamyk pisze:Smerek - tez wlazlem, ale lipa jak dla mnie bo nic z niego nie bylo widac ;)
Może było mleko i widoczność na metr? :P