15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Wszystko co związane z turystyką

Moderatorzy: Miłosz, Kamyk, lucek, bartoszto, jotto

Awatar użytkownika
thomsonicus
Motocyklista
Posty: 116
Rejestracja: 12 cze 2011, 16:35
Imię: Pan
Miejscowość: Krasnystaw
Garnek: KBC VR1X Irid
Numer GG: 3534487
Kontakt:

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: thomsonicus »

czaro85 pisze:na same paliwo pójdzie z 1500 zł :eek:
No jak komuś ER pali 9 litrów na trasie to tak, wyjdzie 1500zł na samo paliwo. Mi pali o tak http://www.motostat.pl/member/vehicles/stats/id/43207 więc nawet po przeliczeniu waluty to poniżej tysiąca wyjdzie.

Miłosz pewnie że jest masa pytań. Czy jest sens zatrzymywać się na spanie w miejscowości Eger? Byłeś po stronie południowej czy północnej jeziora? Bo ponoć południe to trochę wioskowo jest. Ile kosztuje spanie/jedzenie/paliwo? Węgry są w strefie Shengen?

... i ludzie nie róbcie z tego nie wiadomo czego. Toż to rzut beretem, wystarczy chcieć.
Sklep Motocyklowy Warszawa - moto NUMiK
Awatar użytkownika
czaro85
Klubowicz
Klubowicz
Posty: 438
Rejestracja: 28 mar 2012, 13:20
Imię: Cezary
Miejscowość: Maków Mazowiecki
Plecak: Agnieszka
Garnek: HJC FG-15
Numer GG: 5485371

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: czaro85 »

thomsonicus

Hmm jak ty robisz te wyliczenia ?

Trasa 4 646 km spalanie powiedzmy 4.6 l/100km to daje 213,716 litrów wiec przy cenie paliwa średnio 5.6 zł/litr to mi wychodzi prawie 1200 zł.

A już nie wspomnę o tym twoim 9 litrowym spalaniu :P prawie 2400 zł

Pytanie jest oczywiście jak najbardziej serio bo chętnie nauczyłbym się wyliczać koszty takich wycieczek krótszych i dłuższych :D bo może faktycznie coś mi się myli :p
Virago 535 '88 -> Kawasaki ER-5 '03 -> ???
Awatar użytkownika
thomsonicus
Motocyklista
Posty: 116
Rejestracja: 12 cze 2011, 16:35
Imię: Pan
Miejscowość: Krasnystaw
Garnek: KBC VR1X Irid
Numer GG: 3534487
Kontakt:

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: thomsonicus »

Aa to mówisz o tej drugiej trasie, myślałem że o ten Balaton chodzi.
Awatar użytkownika
Miłosz
Klubowicz
Klubowicz
Posty: 1303
Rejestracja: 29 kwie 2011, 22:57
Imię: Miłosz
Miejscowość: Plewiska/Poznań
Plecak: Monika
Garnek: HJC
Numer GG: 3369519
Motocykl: Gsf 1200N K5

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: Miłosz »

Nie byłem w tej części co Eger.

Noclegi w cenie jak nad polskim morzem. Generalnie nie brakuje kempingów, są dobrze oznaczone. Od polowy sierpnia tłoku nie ma, nietrudno o oddalenie od innych namiotów.

Byłem w Fonyod na południu, które odwiedziłem prawie całe oraz jeden dzień na północy. Miejscowości na południu różnią się charakterem, takie Siofok to kurorcik - imprezownia, ale już moje Fonyod to spokój. Północ sprawia wrażenie mniej skomercjalizowanej, ale nie mam poglądu na całą.

Jedzenie w miarę jak u nas, ale jest kilka rzeczy tanich wybitnie:
1. Langosy - ich lokalny fast food rewelka, duże placki drożdżowe, smażone podawane na 10 sposobów, najlepsze chyba ze śmietaną i serem - ok 8zł, a syty będziesz na maksa,
2. Naleśniki (palatsinkta czy jakoś tak) - jak polskie, ale 2-3zł za sztukę w barze.
3. Węgierskie wina w tesco - od 6-7zł, ale naprawdę przyzwoite.

Paliwo nieco droższe jak u nas, głównie lokalni dostawcy paliwa.

Śmigasz na dowodzie osobistym, warto kartę EKUZ za free z lokalnego nfz wziąć, przetestowałem nie ma problemu z lekarzem.

Więcej pytań, wal śmiało.
keteiz1
Oldmotocyklista
Posty: 544
Rejestracja: 29 sty 2011, 11:15
Imię: Krzysztof
Miejscowość: krk
Lokalizacja: Mazowsze

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: keteiz1 »

post usnięty
Ostatnio zmieniony 07 gru 2013, 07:52 przez keteiz1, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Miłosz
Klubowicz
Klubowicz
Posty: 1303
Rejestracja: 29 kwie 2011, 22:57
Imię: Miłosz
Miejscowość: Plewiska/Poznań
Plecak: Monika
Garnek: HJC
Numer GG: 3369519
Motocykl: Gsf 1200N K5

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: Miłosz »

Nie śpię, w końcu piątek: "tygodnia koniec i początek" :)

Zobaczysz Krzychu, że jeszcze dobry wypad na ERkach się zorganizuje.

Co do podobieństw motocykli na wyprawach, wytłumaczył mi to znajomy: na początku latasz wspólnie, na zasadzie koleżeństwa, kto kogo lubi, ale na dłuższych trasach zaczyna się robić upierdliwe, że jedni muszą stawać co 200km i po dwóch tankowaniach musisz ich ściągać z moto, a inni tankują co 400km i schodzą jak z kanapy ;)
keteiz1
Oldmotocyklista
Posty: 544
Rejestracja: 29 sty 2011, 11:15
Imię: Krzysztof
Miejscowość: krk
Lokalizacja: Mazowsze

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: keteiz1 »

Królu :!: Czyli wiesz za co Cię lubie :?:
Dobra bo to już zaczyna być privata. :)
Ostatnio zmieniony 07 gru 2013, 07:53 przez keteiz1, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
thomsonicus
Motocyklista
Posty: 116
Rejestracja: 12 cze 2011, 16:35
Imię: Pan
Miejscowość: Krasnystaw
Garnek: KBC VR1X Irid
Numer GG: 3534487
Kontakt:

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: thomsonicus »

Dzięki za info.
Z tymi wyjazdami to zależy jak komu wychodzi, to potem ma różne podejście. Ja jak robiłem wyjazdy >1000km to kombinowałem, pytałem, ogranizowałem spanie, a potem i tak wychodziło że na miejscu się znalzło lepiej i taniej, albo trafiało się w kompletnie inne miejsce (vel co trzeci wyjazd kiedy jedzie się tam gdzie deszcz nie pada). Teraz już raczej dałem sobie spokój z jakimś domykaniem wszystkiego; byle wiedzieć czego się spodziewać i mieć pozytywne nastawienie. A to się spanie z jaccuzi za 20zł trafi, a to u rolnika we stodole :-) Jak się za dużo zaplanuje to potem się człowiek próbuje planu trzymać i się grymasi jak coś idzie niezgodnie z planem.
Tę dłuższą trasę to już planuję bo wolę wiedzieć co w takim np. Serii czy Czarnogórze mogę zastać. A tak... rzut beretem!
Awatar użytkownika
Żółty
Motorowerzysta
Posty: 58
Rejestracja: 14 maja 2011, 12:34
Imię: Tomek
Miejscowość: Warszawa-Miedzylesie
Garnek: HJC CS-R1 CHARACTER
Skype: spielerman
Kontakt:

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: Żółty »

Takie podejście rozumiem :) Zwłaszcza przy wyjazdach do krajów do których nie dotarły jeszcze łapska komerchy. Tam ludzie przyjaźnie nastawieni, zawsze pomogą. Kawałek trawnika na namiot użyczą. Długie planowanie wyjazdu na długo przed rozpoczęciem wyjazdu, pozwala już przed wyjazdem poczuć odrobinę adrenalinki i radości z nadchodzącej wyprawy, ale zabija trochę radości z samej jazdy potem. Odrobinkę wolności zabiera...
A Czarnogóry i Serbii nie ma sie co obawiać :) Fantastyczni ludzie !
Kawasaki ER-5 --> BMW F650GS
Awatar użytkownika
thomsonicus
Motocyklista
Posty: 116
Rejestracja: 12 cze 2011, 16:35
Imię: Pan
Miejscowość: Krasnystaw
Garnek: KBC VR1X Irid
Numer GG: 3534487
Kontakt:

Re: 15-23 września - południe (Rumunia/Bułgaria/Chorwacja)

Post autor: thomsonicus »

Może poniższy tekst posłuży komuś za poradnik na wyjazd na Węgry. Polecam, całkiem fajny kraj.

Z Krasnegostawu wyjechaliśmy z BIGiem i Wiktorią (oboje na Hornecie600 '05) 11 września, gdzieś około godziny 10 rano. Ciepło. Zapowiadała się fajna trasa. Początkowe kilometry po dziurawych drogach Lubelszczyzny skutkowały nieustannym zsuwaniem się mi na plecy totalnie zapakowanej turystycznej torby którą udało mi się jakoś zamocować na dwie siatki turystyczne. Nawet je pod kolor kombinezonu miałem :-) Jak wygląda jazda przez Polskę chyba każdy wie - trochę dziury, wrześniowe wykopki w formie prac ziemnych mających na celu zmniejszenie kolein na 12 miesięcy, o dziwo fotoradarów i schowanych w krzakach policjantów - brak.
Pierwszy postój został zorganizowany kiedy wskazówka ilości paliwa w moim "małym" ER-5 znalazła się grubo poniżej wartości empty, wyszło że była to stacja z jadłodajnią gdzieś niedaleko Barwinka, naszego przejścia granicznego na Ukrai... Słowację ;-) Po schaboszczaku, zatankowaniu i usunięciu pokaźnych ilości komarów z szyb kasków uderzyliśmy dalej na południe. Na Barwinku jeszcze tylko wymieniliśmy trochę PLNów na forinty co później nas uratowało bo na granicy słowacko węgierskiej to tylko można było kupić winiety (oczywiście za forinty których nie było gdzie kupić).
Słowacja sama w sobie nie sprawia jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Drogi jak u nas tylko jakby więcej "krajówek" i parę autostrad. (chyba) przejazd dla jednośladów przez słowackie autostrady/drogi szybkiego ruchu jest darmowy; sprawdzałem na necie ale jakoś pewności do końca nie miałem. Tak czy siak nikt nas nie zatrzymał więc wporzo. Zanim wjechaliśmy na kilkopasmową trasę trzeba było przejechać jakieś 100km po krętych dróżkach prowadzących po jakichś wsiach. Zarówno mnie jak i BIGa zszokował sposób oznakowania poziomego - zakręty wszędzie mają przerywane linie gdzie można wyprzedzać. Opcja chyba dla samobójców bo zakręty takie że kompletnie nic na nich nie widać i wszędzie TIRy. Słowacy to hardkorowcy. Zresztą, podobnie było na Węgrzech. Same znaki na Słowacji też są jak u nas - nigdzie nie dojedziecie po drogowskazach, często prowadzą w kółko. Strasznie irytujące!
Do Węgier wjechaliśmy trasą E71, na południe od słowackich Koszyc. Na granicy tylko stoi policja, tiry i niewielka jadłodajnia z budką gdzie można kupić "matrice" czyli winiety na autostrady. Na motocykl (tylko, bez samochodu) winieta kosztuje 1470 forintów, jakieś 20zł i można jeździć przez 10 dni. Warto wykupić bo na każdej autostradzie stoją kamery które sprawdzają tablice rejestracyjne które trzeba podać przy kupnie winiety. Najlepiej kupować na granicy, taniej niż przez PZM czy internet. Początkowo drogi na Węgrzech też jakoś niespecjalne - pełno znaków zakaz wyprzedzania (tak co 100-200m stoją), na ograniczeniach prędkości każdy zwalnia bo za przekroczenie o 20kmh mandat jakieś 500zł wychodzi. Policji na drogach nie było wcale, fotoradarów też nie było widać. Ogólnie jazda dość nudnawa ale za to asfalt ładny, równy, bez dziur. Oznakowanie też wporzo, tylko język jest kompletnie niezrozumiały i czasem nie wiadomo gdzie się skręca bo jakieś adnotacje na znakach kosmiczne. Autostrady - 130 kmh dozwolone ;-) Powiem tyle że przy prędkości rzędu 160kmh gdzie u mnie jest 8500rpm jak się leci dziesiątki kilometrów to Kawasaki pali 4.5L/100km, czyli 45 minut jazdy hehe. Był jedynie ból bo jak się w obu motocyklach zaczęła kończyć benzyna to, jak na złość, stacji benzynowych brak.
Do Hajduszoboszlo dojechaliśmy ok. godziny 19:30. Tylko się zatrzymaliśmy i wyskoczył jakiś gość proponujący "zimmer frei wolna pokoja", widać tobołki zwracały uwagę że turyści :-) Za 3000 forintów (jakieś 42zł) wzięliśmy pokój z TV z polskimi kanałami, internetem, nówką łazienką, kuchnią i wszelkimi bajerami. Nawet zimne piwko jeszcze dostaliśmy od właściciela! :-D Pozytywnie. Na następny dzień uderzyliśmy na sławne baseny Hungarospa. Wstęp całodzienny 1800 forintów (28zł). Basenów ze 30, pod dachem, na zewnątrz, słodka woda, słona woda, z falami, bez, z brązowym jodem (sic!) lub bez, z bąbelkami, pierdołami, aerobikiem, temperatury od 24'C do 38'C (!). Do wyboru, do koloru! Kompleks jest przeogromny! Na jego terenie spoko restauracji, barów, zjeżdżalni. Ba, nawet indoor surfing można uprawiać. Hungarospa robi niesamowite wrażenie. Całość jest jeszcze podłączona pod kompleks spa i leczniczy (z mnóstem lekarzy i babek po 80 lat). Kiedy weszliśmy do pierwszego basenu z jodowaną wodą o temp 34'C byliśmy najmłodszymi osobami obecnymi w wodzie. Różnica wieku? Tak z 50 lat od pozostałych uczestników :-) Obiadek za 1200 forintów (15zł), piwko i leżymy cały dzień jak morsy. Wieczorem winko, spacerek po centrum. Węgrzy grają na 'dęsingu' Żono Moja, wszystkie menu w restauracjach po węgiersku, niemiecku i polsku. Swoją drogą, starsze pokolenie węgrów zazwyczaj mówi po niemiecku, młodsi po angielsku. Ale żeby nie było - prędzej w Polsce się dogadasz po angielsku niż tam, trzeba mieć pozytywne nastawienie i dobrze wymachiwać rękami i ze zrozumieniem się nigdy nie ma problemu (mistrzostwo dla BIGa za pokazanie rękami "15 deko kiełbasy"). W Hajduszoboszlo temp w dzień 28'C, ale gdy wybraliśmy się na Budapeszt już po 100km spadła gdzieś do 15'C i zdecydowaliśmy zjechać z autostrady i wrócić jakimiś drogami a'la wojewódzkie. Nawet się nie zgubiliśmy :-) Jeden kierownik McDonalds tłumaczył nam po niemiecku przez 15 minut drogę przez miasto, nawet wyszedł na ulicę żeby nam machać że na pierwszym skrzyżowaniu links und gerade aus. Oczywiście zgubiliśmy drogę po 3 krzyżówkach, hehe. GPS w dłoń.
Tak spędziliśmy na robieniu kompletnie niczego kilka dni. W sobotę zapowiadali opady deszczu więc wyruszyliśmy w drogę powrotną w piątek. Plan był żeby rozłożyć trasę powrotną na dwa dni. Mieliśmy plan lecieć całość od razu, z planem "tankujemy w Hajduszo i jedziemy do samej Polski". Plan średnio dobrany - ponad 300km na jednym baku to już trochę igranie z ogniem. Dojechawszy do Barwinka (temp. 11'C), tuż za tablicą "Rzeczpospolita Polska" Honda Hornet odmówiła posłuszeństwa i silnik zdechł. "NIEEE MAAAM WAAACHYYY!" krzyczał BIG tocząc się 12kmh ze szczytu przejścia granicznego do Orlenu znajdującego się u podnóża. Jajca. Gdyby zbrakło 100m wcześniej to byśmy pchali Hondę; ba, a gdyby zabrakło 10km wcześniej.... :-) Za to Kawasaki bezproblemowo dojechało sobie kulturalnie pod dystrybutor, ale też przyznam - sucho w baku i trochę stresu i bluzgów po drodze było (+ wyłączanie silnika podczas staczania się z górek). Z paliwem to wymierzone co do centymetra, mistrzostwo ponownie.
W Polszy dobiliśmy do Sanoka gdzie kimnęliśmy w Chacie u Starych Znajomych. Wporzo miejscówka, 35zł, przy trasie wylotowej na południe. Następny dzionek przywitał nas średnią pogodą i plan był żeby nie lecieć na Przemyśl (bo koło Leska są świetne agrafki) tylko prosto na Rzeszów do domu. Pogoda zrobiła się piękna więc zboczyliśmy z trasy Bóg jeden wie gdzie i śmigaliśmy 120 przez powykręcaną drogę wojewódzką, fajna trasa tylko trochę dziurawa. W Biłgoraju kebab, nie mieliśmy już chęcie na wizytę na torze i bezproblemowy dojazd do domu. 630km Krasnystaw - Hajduszoboszlo. Rzut beretem ;-)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

ODPOWIEDZ